pracownia prowizorka

Niby mieszkam w domu jednorodzinnym, ale miejsca na pracownię niestety nie mam zbyt wiele. Myślałam już, gdzie by ją zrobić i koniec końców doszłam do wniosku, że trzeba jednak rozbudować dom. Póki co zaadaptowałam kąt w kuchni. Mam dostęp do wody, mam dużo światła no i jest to zwykle najcieplejsze pomieszczenie, a to ważne, bo jestem zmarźluchem. Część półek zamontowałam nad stołem, dodatkowy regał do suszenia prac postawiłam w wiatrołapie (zwykle jest zamknięty, więc moje zwierzaki nie mają do niego dostępu, wczesniej zdarzało im się zeżreć kawałek suszącej się pracy...)
Nie mam jeszcze pieca niestety, ale jak się uprę, to wepchnę go do kuchni. Pewnie koty będą na nim spać :) Bo ciepły.

krzesło z giętego drewna - po odnowieniu

Niby to blog o ceramice, ale czasami zamuję się też innymi rzeczami ;) Np. takim oto fajnym krzesłem z giętego drewna. Niby to produkcja PRLowska, ale trudno teraz znaleźć równie ładne meble jak kiedyś. Dlatego wolę coś odnowić, niż zostawić majątek w IKEA. Odnowienie tego krzesła było dość proste. Ponieważ stało w warsztacie samochodowym, było całe w smarach etc. Wystarczyło więc je umyć, zdjąć papierem ściernym stary lakier, wyrównać szpachlówką dziury. Najgorsze w tym wszystkim było malowanie go lakierobejcą - miałam dwudniowy odlot, tak się nawdychałam. Obicie zrobiłam z indyjskiej tuniki kupionek za 2 zł w pobliskim lumpeksie. Niby to żadne arcydzieło, ale moja mama, która zostanie nim jutro obdarowana, z całą pewnością się ucieszy.




misa ze statkiem kosmicznym




wazon



kubek dla Wiktora



lampa

Nagromadziło mi się w domu trochę okablowania do lamp wszelakich, głownie kupionych w pewnym szwedzkim sklepie mebli jednorazowych. A to lampę z papieru zeżarł kot w pogoni za ćmą, a to w pogoni za innym owadem zbił szklaną... no i wpadłam na pomysł, że sobie sama zrobię klosze.
Póki co to to się suszy i wątpię, by mi to szybko wypalili, ale i tak szalenie mi się podoba, nawet tak na surowo :)



talerzyk



Czerwona glina + turkusowa angoba + przezroczyste szkliwo.

misa z dwóch glin


abstrakcyjny efekt miętoszenia

Nudziło mi się przestraszliwie, został mi kawałek gliny lekko podeschnięty, pomiętosiłam, pomiętosiłam i wymiętosiłam takie cuś. Jakoże nie mam narzędzi do rzeźby, nie wydłubałam ze środka gliny - niestety nie jestem tak zmyślna i nie udało mi się zrobić dłubaków domowym sposobem, a do sklepu to ja mam daleeeeeeeeeekooooo że hej. No i kasa, kasa... ostatnio kurczy się w ekspresowo. W każdym razie podoba mi się ten efekt miętoszenia, trochę abstrakcyjny, taka to niby sztuka ;) Bogu dzięki nie przyszło mi do głowy robienia rysów twarzy tej abstrakcyjnej istocie, bo znów by mi wyszło coś takiego jak ten janiołek z paru postów niżej ;)




coś :)

Naczynie nie zostało jeszcze wypieczone, bo z okazji socjalistycznego święta pracy nie miałam dostępu do pieca. W trakcie robienia zdjęć jakimś cudem udało mi się obtłuc jedno ucho. No szlag by to! Mam nadzieję, że uda się naprawić, a jak nie, to utłukę symetrycznie drugie ;) Wyobraziłam sobie, że poszkliwię to naczynie na jakiś zdecydowany, mocny kolor, a w uszach puszczę cienkie druciki, takie, jakich używa się do robienia biżuterii. W może zostawić biały kolor gliny, użyć tylko przezroczystego szkliwa i puścić w uszach pęki czarnych nitek?